Kiedy czyjeś szczęście jest Twoim szczęściem, to właśnie jest miłość.
Nie wiem jak Wy, ale ja osobiście nie cierpię szpitali. Panujący tam zapach przyprawia mnie o mdłości. Na (nie)szczęście dzisiaj nie miałam zbyt wiele czasu, by się nad tym zastanawiać. Osoba postronna pewnie wzięła mnie za niespełna rozumu. W dodatku kiedy przypadkiem zobaczyłam swoje odbicie w lusterku zrozumiałam, że wyglądam jakbym naprawdę miała coś nie po kolei w głowie. Nawet makijaż wyglądał jakby robiła go jakaś trzylatka. Nie miałam jednak głowy na zastanawianie się nad tym jak prezentuje się mój make-up.
- Schlierenzauer, Gregor. - recepcjonistka spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem i kompletnie mnie ignorując wróciła do swoich notatek. - Muszę wiedzieć, na której sali leży. - niecierpliwiłam się. Upadek Grega wyglądał koszmarnie. Czułam się podle, bo w dużej mierze to była moja wina.
- Jest pani z rodziny? - wywróciłam z niedowierzania oczami. Jak to możliwe, że ona mnie nie poznaje? Tak, to pewnie dlatego, że wyglądam jak nie ja.
- Nie, to znaczy tak. Kurczę to trochę skomplikowane. - łudziłam się, że mina zbitego psa, którą próbowałam udawać zrobi na niej jakieś wrażenie i powie mi, gdzie jest Gregor.
- Niestety. Nie mogę udzielić pani takich informacji. - miałam ochotę złapać ją za ramiona i potrząsnąć nią kilka razy żeby w końcu zrozumiała, że nie pora na takie dziecinne zachowanie.
- Proszę mnie zrozumieć. Właśnie w tej chwili ważą się losy mojej przyszłości. Gregor, to znaczy pan Schlierenzauer jest moim, nazwijmy to, narzeczonym. Ja naprawdę muszę się do niego dostać. To sprawa życia i śmierci. - nie wiem, co podziałało, ale w końcu dowiedziałam się, gdzie leży Greg. Nawet winda w tym cholernym szpitalu okazała się dla mnie zbyt wolna. Nie wiedziałam nawet czy Gregor w ogóle będzie chciał ze mną rozmawiać. Całą drogę spod skoczni układałam sobie w głowie przemowę, którą chciałam go zmusić do tego, by zmienił zdanie w sprawie naszego ślubu.
- Odwagi Lana. - czułam, że to nie będzie łatwa rozmowa. Niepewnie zapukałam do drzwi. Nie usłyszałam co prawda żądnej odpowiedzi, ale weszłam do środka. Gregor leżał na łóżku i prawdę mówiąc nie wyglądał zbyt dobrze. Kołnierz, który założyli mu ratownicy sprawiał, że czułam mdłości. Minuty dłużyły się w nieskończoność. Przyglądałam się tym wszystkim urządzeniom, do których był podłączony i modliłam się, by wszystko było w porządku.
- Co Ty tu jeszcze robisz? - poczułam ulgę, gdy usłyszałam jego głos. - Jak w ogóle tu weszłaś? - był słaby, ale wiedziałam, że jest wściekły.
- Musiałam się z Tobą zobaczyć. Wiesz jak mnie wystraszyłeś? Jakim w ogóle cudem to się stało? - nie wiedziałam czy mówię o jego wypadku, czy może o tym co wydarzyło się godzinę przed nim. - Gregor ja... wiem, że nawaliłam, ale błagam musisz mi pozwolić to sobie wytłumaczyć.
- A co tu jest do tłumaczenia? Kochasz innego, rozumiem. Chcesz z nim być, droga wolna. Nie rozumiem jednak, po co okłamywałaś mnie przez tyle miesięcy? Co chciałaś tym ugrać Lana?
- Nie kłamałam. Nigdy nie powiedziałam, że Cię kocham nie będąc tego pewna. Po prostu w pewnym momencie pogubiłam się. Ciebie prawie nigdy nie było, a Matthew...
- Więc to moja wina, tak? Puszczałaś się z nim, ale to ja jestem wszystkiemu winien?
- Nie mów tak. Wiesz przecież, że z nim nie spałam. Nigdy bym Cię nie zdradziła. - musiałam się uspokoić, bo przez swoje zdenerwowanie mogłam powiedzieć coś, czego nie powinnam. - Ja naprawdę Cię kocham. Tylko Ciebie, musisz mi uwierzyć.
- Sam nie wiem. Nie wiem już w co mam wierzyć. - w końcu odważyłam się do niego podejść. Siniaki na jego twarzy zaczęły robić się już widoczne. Ostrożnie dotknęłam jego policzka. Greg patrzył na mnie jak wtedy, gdy pocałował mnie po raz pierwszy. Świat stanął w miejscu, nie liczyło się nic poza nim.
- Uwierz w nas. Ten ostatni raz. - pochyliłam się nad i pocałowałam go. Byłam wniebowzięta, gdy Greg odwzajemnił pocałunek.
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Na samą myśl o tym, że mogłaś z nim...
- Nie myśl o tym. Odpocznij, a ja poszukam lekarza i dowiem się, co z Twoją głową. - dopiero po chwili zrozumiałam jak to zabrzmiało. - Przepraszam. - pocałowałam go ostatni raz i wyszłam z sali.
Ta łatwiejsza część za mną, teraz czas na tę trudniejszą...